Ciut Starszy i Ciut Młodszy – historia dwóch wspaniałych chłopców. A właściwie to dwie historie.
Co ich połączyło ? Spotkali się u nas w tym samym czasie i razem z nami spędzili ponad cztery lata swojego życia. To dużo, zważywszy że Młodszego odebrałam ze szpitala zaraz po urodzeniu. Starszy trafił do nas interwencyjnie gdy miał dwa i pół roku. Obaj pochodzili z rodzin dysfunkcyjnych. Obaj uciekli przed przemocą, zaniedbaniem, głodem, brudem, alkoholem, narkotykami...
Nauczyli się żyć z nami. Nauczyli się , że dom to miłość, ciepło, bezpieczeństwo. Nauczyli się pomagać sobie wzajemnie i dbać o siebie nawzajem. Nauczyli się jeść truskawki z bitą śmietaną i lody z szufladki w lodówce. Nauczyli się , że podczas urodzin najważniejszy na stole jest tort i świeczki, a nie butelka wódki. I że imprezy rodzinne nie muszą kończyć się awanturą.
Mieszkali sobie spokojnie, bezpiecznie i zdrowo w tej naszej wielkiej rodzinie.
W tym czasie w sądach toczyły się sprawy. Sędziny rozmyślały dłuuuugo co dalej począć z chłopcami. Na salach sądowych pomiędzy teczkami, dokumentami, pismami z ważnych i mniej ważnych instytucji ważyły się losy dzieci. Na sprawy sądowe stawiały się też uczesane mamy i trzeźwi tatusiowie i opowiadali, czasem z płaczem czasem ze złością, że to przecież ich dzieci, ich własność więc muszą wrócić do domu no bo jak. O miłości do dzieci na sali sądowej nigdy nie słyszałam. No ale może sąd to nie miejsce na takie wyznania.
Po czterech latach sędzina – ta od Starszego – zdecydowała: Starszy wraca do matki.
I wrócił.
Dzwonił do nas często. Tęsknił. Może za tymi truskawkami z bitą śmietaną, może za czystymi i niedziurawymi skarpetkami... A może za nami, za naszym domem, spokojem i bezpieczeństwem.
Po niespełna roku przebywania z rodziną biologiczną trafił do szpitala psychiatrycznego. Przyłożył sobie nóż do szyi (nóż którym tata rzucił w mamę) i powiedział że jeśli się nie uspokoją to zrobi sobie krzywdę.
Niespełna ośmiolatek przebywał na oddziale psychiatrycznym z diagnozą: autoagresja, próba samobójcza.
Przestał dzwonić do mnie mnie bo mama skasowała mu mój numer telefonu.
Zadzwonił jakieś dwa miesiące temu. Na kamerkę, poprzez messengera. Powiedział, że znalazł mnie na Facebooku. Poprosił, żebym pokazała mu szufladkę w lodówce z lodami. I zdjęcia na ścianie – te na których on jest: te z urodzin, z wyjazdu nad morze. Wspominał jak byliśmy na trampolinach i jak wspinał się po ściance wspinaczkowej. Przypominał mi wszystkie dobre chwile które spędzaliśmy razem. O których ja już nawet zapomniałam. Widziałam po jego twarzy jaką przyjemność sprawiają mu te wspomnienia.
Przez kamerkę widziałam, że nie jest w domu. Zapytała go gdzie jest. „ciociu, jestem w ośrodku szkolno-wychowawczym”
Tymczasem sędzina Młodszego dalej zastanawiała się co począć. Sprawa przeciągała się. W związku z tym zdecydowaliśmy, że Młodszy zamieszka z inną rodziną zastępczą zdecydowaną – w przypadku pozbawienia rodziców władzy rodzicielskiej - na adoptowanie chłopca. Tak się złożyło że Młodszy znał tą rodzinę od swojego urodzenia.
Pokoik wyszykowali mu zgodnie z jego wskazówkami Miał całą półkę na swoje ukochane zabawki i firankę z ulubionym Zygzakiem McQueenem. Miał w końcu mamę i tatę tylko dla siebie. I pieska.
Po trzech latach mieszkania z niebiologiczną, ale kochającą go rodziną jest cudownym chłopcem. Kochanym ponad wszystko, zaopiekowanym, bezpiecznym i bardzo mądrym. Gra w nogę, pływa, jeździ rowerem i konno. I na nartach. I wie dlaczego wyginęły dinozaury i jakie miasto jest stolicą Algierii.
Pamięta nas, ale nie ma czasu dzwonić i wspominać, bo ma głowę pełną nowych cudownych planów i marzeń
_edited.png)