Historia z Pamiętnika osoby prowadzącej Rodzinny Dom Dziecka w Warszawie.
Wcale nie za siedmioma górami i siedmioma lasami tylko gdzieś obok nas przy ulicy Madalińskiego, a może jednak w innym szpitalu, przyszła na świat dziewczynka. Mama nazwała ją Zuzia.
Mama Zuzi piła piwo w czasie ciąży. Czasem jedno czasem trzy dziennie, ale przecież piwo to nie alkohol. Dobrze podobno wpływa na pracę nerek. Poza tym w Internecie na forum dla mam wyczytała, że jak się pije piwo w czasie pierwszej ciąży, to dziecka nie zabierają. Nie pamięta dokładnie przy której z ciąż nie wolno już pić bo zabiorą dziecko, no ale na pewno nie przy pierwszej...
Zuzia trafiła do domu pełnego dzieci. Było cieplutko i miło. Ktoś przytulał i całował i karmił cieplutkim mleczkiem. I mówił, że jest piękna.
A mama Zuzi?
Obraziła się na cały świat i piwo zamieniła na inny alkohol i narkotyki, bo przecież jakoś trzeba poradzić sobie z nieszczęściem jakim jest niesprawiedliwe odebranie dziecka.
Zuzia dorastała w domu z innymi dziećmi. Była bardzo dzielna. Ba, w dalszym ciągu jest bardzo dzielna. I mądra. I śliczna. Jest co prawda troszkę nieufna. Ma swój własny uroczy świat do którego nie każdego wpuszcza. Mnie czasem uda się tam z nią wejść. Wtedy przytula się, całuje i delikatnie głaszcze po buzi. Czesze nawet moje włosy i stara się to robić bardzo, bardzo delikatnie...
Pewnego wiosennego dnia zapukała do naszego domu rodzina. Mama, tata, dwóch synków i córeczka. Mówili coś, że pod ich oknami zakwitła w tym roku pierwszy raz maleńka jabłonka. I że to znak. I zapytali czy u nas mieszka Zuzia, bo wyśnili ją. Mieli piękny sen i kierowali się do nas sercem. A może rozumem?
Zuzia czekała na nich przy drzwiach. Czyżby też śniła o nich? Chyba tak, bo uśmiechała się do nich i przytuliła. Jakby znała ich od dawna. Od zawsze. Od prawie trzech lat czyli całe swoje króciutkie jeszcze życie...
Teraz będzie już mniej bajkowo bo zaczęły się sprawy w urzędach, formalności, dokumenty, zgody i opinie i testy i wnioski i sprawozdania i … ech no już nie wiem co jeszcze... ale oczywiście nikt się nie poddał i nie wycofał i nie zrezygnował. No bo jak zrezygnować z marzeń i pięknych snów?
Czekam na zakończenie tej historii kiedy będzie można napisać: "i żyli długo i szczęśliwie".